nic
2011-09-10 @ 22:00:35
to ewentualnie dla tych, którzy może śledzą ten blog..
otóż chcę tylko oznajmić że to koniec mojej historii, ponieważ moja bańka pryska, definitywnie, nie tak jak kilka razy poprzednio.
coś tak cudownego w co tak bardzo wierzyłam, na co tak ciężko pracowałam, na co tak długo czekałam po prostu znika w tak nagły niespodziewany i okrutny sposób, że jedyne co teraz czuje to jak moje serce krwawi i umieram.
dowiedziawszy się przypadkiem, nic nie rozumiejąc, czekając cały dzień na rozwikłanie, cierpiąc ze stresu oraz w niedowierzaniu
pomimo iż należały mi się wielkie wyjaśnienia w trybie natychmiastowym, niestety ich nie otrzymałam, sama musiałam po raz tysięczny robić z siebie idiotkę i się ich domagać, dowiedziałam się tego czego nikt nigdy nie chciałby się dowiedzieć. nie od tego kogoś kto jest dla ciebie na prawdę wszystkim. wszystko o czym myślałam, co planowałam, na co czekałam, czekałam, czekałam, oddałam całe serce, czasami też rozum, odeszło i nie wróci. nawet jakby chciało to nie ma możliwości, nie pozwolę.
mawiają że człowiek przed śmiercią nagle, na chwilę zostaje cudownie uzdrowiony, wychodzi z niego cała energia którą żył, cała radość którą przeżył. to była moja (nasza) śmierć, dokładnie tak ostatnie 4 dni były tym o czym pisałam w ostatnim poście - radością którą czerpiesz z miłości, tylko dlatego że ON zapewniał mnie że mnie kocha, że myśli, że tęskni, a ja wcale się tego nie spodziewałam, choć zawsze o tym marzyłam. ale co z tego po tych 4 dniach wielkiego szczęścia, gdzie cała moja egzystencja stała się piękniejsza, przyszła śmierć. koniec. co ja teraz zrobię - nie wiem, jedyne co czuje to ból wszędzie, nic nie widzę bo łzy mi lecą bez przerwy. stres, smutek, żal, cierpienie, łzy, ból po prostu nie moge. a poza tym pustke czuję - bo WSZYSTKO stało się już tylko niczym.. czyli nie mam nic, nie mam przeszłości ani przyszłości, nie ma ich takich jakie miały być i jakie były w mojej głowie.
a teraźniejszość sami wiecie, a im bardziej coś jest/było prawdziwe i znaczyło wiele tym ciężej i dłużej będziesz z tego wychodzić
a wszystko mu oddałam, on był cudowny i wspaniały, ale jednak zbyt słaby.
tak na prawdę to on był lepszy ode mnie kiedy byliśmy razem, on zachowywał spokój i sprowadzał mnie na ziemię, dla mnie wszystko co związane z nim było piękne.
a to ja byłam histeryczką, ale wiedział że jestem dobra, tylko wszystko duszę w sobie. dlatego lubił czytać, bo wiedział że to mój sposób żeby wiedzieć co jest we mnie.
ale teraz nie mam już życia, bo ktoś najważniejszy mnie zabił. a ja wszystko dla niego zrobiłam wbrew wszystkim innym, bo wiedziałam że warto. i tak bardzo kochałam.
i choć to chore muszę mu podziękować za to wszystko, bo tak tego chciałam że się udało. chociaż na trochę. ale tyle czekania.. a teraz tylko taka chwila no i nie ma. i nie wróci.
bo nie może.
chyba zaczynam sądzić że to ja się za mało starałam.. możliwe, ale aktualna przyczyna naszego rozstania pozostaje dla mnie rzeczą niewybaczalną i definitywną oznaką braku szacunku dla mnie. czyli czuje się jak gówno.
natłok myśli jak zawsze mnie morduje, ale cierpienie nie pozwala myśleć racjonalnie
to już kolejny odłamany kawałek mojego serca. tylko szkoda że teraz trafiło na sam środek.
i nie mam już serca
i don't care that i wrote it in polish.
[współczuję sama sobie..i tak nikt mnie nie zrozumie.]
m
otóż chcę tylko oznajmić że to koniec mojej historii, ponieważ moja bańka pryska, definitywnie, nie tak jak kilka razy poprzednio.
coś tak cudownego w co tak bardzo wierzyłam, na co tak ciężko pracowałam, na co tak długo czekałam po prostu znika w tak nagły niespodziewany i okrutny sposób, że jedyne co teraz czuje to jak moje serce krwawi i umieram.
dowiedziawszy się przypadkiem, nic nie rozumiejąc, czekając cały dzień na rozwikłanie, cierpiąc ze stresu oraz w niedowierzaniu
pomimo iż należały mi się wielkie wyjaśnienia w trybie natychmiastowym, niestety ich nie otrzymałam, sama musiałam po raz tysięczny robić z siebie idiotkę i się ich domagać, dowiedziałam się tego czego nikt nigdy nie chciałby się dowiedzieć. nie od tego kogoś kto jest dla ciebie na prawdę wszystkim. wszystko o czym myślałam, co planowałam, na co czekałam, czekałam, czekałam, oddałam całe serce, czasami też rozum, odeszło i nie wróci. nawet jakby chciało to nie ma możliwości, nie pozwolę.
mawiają że człowiek przed śmiercią nagle, na chwilę zostaje cudownie uzdrowiony, wychodzi z niego cała energia którą żył, cała radość którą przeżył. to była moja (nasza) śmierć, dokładnie tak ostatnie 4 dni były tym o czym pisałam w ostatnim poście - radością którą czerpiesz z miłości, tylko dlatego że ON zapewniał mnie że mnie kocha, że myśli, że tęskni, a ja wcale się tego nie spodziewałam, choć zawsze o tym marzyłam. ale co z tego po tych 4 dniach wielkiego szczęścia, gdzie cała moja egzystencja stała się piękniejsza, przyszła śmierć. koniec. co ja teraz zrobię - nie wiem, jedyne co czuje to ból wszędzie, nic nie widzę bo łzy mi lecą bez przerwy. stres, smutek, żal, cierpienie, łzy, ból po prostu nie moge. a poza tym pustke czuję - bo WSZYSTKO stało się już tylko niczym.. czyli nie mam nic, nie mam przeszłości ani przyszłości, nie ma ich takich jakie miały być i jakie były w mojej głowie.
a teraźniejszość sami wiecie, a im bardziej coś jest/było prawdziwe i znaczyło wiele tym ciężej i dłużej będziesz z tego wychodzić
a wszystko mu oddałam, on był cudowny i wspaniały, ale jednak zbyt słaby.
tak na prawdę to on był lepszy ode mnie kiedy byliśmy razem, on zachowywał spokój i sprowadzał mnie na ziemię, dla mnie wszystko co związane z nim było piękne.
a to ja byłam histeryczką, ale wiedział że jestem dobra, tylko wszystko duszę w sobie. dlatego lubił czytać, bo wiedział że to mój sposób żeby wiedzieć co jest we mnie.
ale teraz nie mam już życia, bo ktoś najważniejszy mnie zabił. a ja wszystko dla niego zrobiłam wbrew wszystkim innym, bo wiedziałam że warto. i tak bardzo kochałam.
i choć to chore muszę mu podziękować za to wszystko, bo tak tego chciałam że się udało. chociaż na trochę. ale tyle czekania.. a teraz tylko taka chwila no i nie ma. i nie wróci.
bo nie może.
chyba zaczynam sądzić że to ja się za mało starałam.. możliwe, ale aktualna przyczyna naszego rozstania pozostaje dla mnie rzeczą niewybaczalną i definitywną oznaką braku szacunku dla mnie. czyli czuje się jak gówno.
natłok myśli jak zawsze mnie morduje, ale cierpienie nie pozwala myśleć racjonalnie
to już kolejny odłamany kawałek mojego serca. tylko szkoda że teraz trafiło na sam środek.
i nie mam już serca
i don't care that i wrote it in polish.
[współczuję sama sobie..i tak nikt mnie nie zrozumie.]
m